Muzyka, która inspiruje - SoulSpirations #000: Pilot

Muzyka, która inspiruje – SoulSpirations #000: Pilot

Wszyscy lubią playlisty, prawda? Przynajmniej tak podpowiadają nam nasi młodsi koledzy, którzy bez playlist żyć nie mogą w obecnych czasach. A w tych trudnych czasach każdemu z kolei przydałaby się inspiracja. My, z cyfrą zaprzyjaźnieni odkąd przypadkiem zapomnieliśmy się z niej wypisać przed zakończeniem darmowego okresu premium, nadal bardziej hołdujemy zakurzonym winylom i porysowanym kompaktom. Lata zrywania folii z empikowych zdobyczy czy wąchania śmierdzących okładek w trakcie czytania nazwisk poszczególnych muzyków, zaowocowały niemałą wiedzą i doświadczeniem, którymi chcemy (i lubimy) się podzielić. Jednocześnie tak się złożyło, że odpowiedni ludzie (bo "dystrybutorzy" już nie brzmią tak wyniośle niczym Gennaro Savastano) dołożyli odpowiednich starań, aby większość z naszych ulubionych albumów trafiła również i na Spotify....

Polecając wybitne utwory, tak naprawdę skazujemy je na wyrok śmierci

Polecając wybitne utwory, tak naprawdę skazujemy je na wyrok śmierci

Zasiadam wygodnie w kinowym fotelu i rozpoczyna się film, którego zwiastun wyzwolił we mnie wysokie oczekiwania. Scenie otwierającej towarzyszył Wielki Ogień Miry Kubasińskiej i Breakout, który należy do moich ulubionych polskich utworów. Przez chwilę pomyślałem, że nie wyjdę z kina rozczarowany. Nagle jeden z moich kumpli oznajmił mnie, że świetnym posunięciem ze strony reżysera było postawienie na PRO8L3m w tej scenie. Wtedy zaś pomyślałem, że nie trzeba było ciągle uciekać z lekcji muzyki w gimnazjum, a już na pewno mogliśmy się nie wygłupiać nieustannie i nie dokuczać nauczycielce tylko z tego powodu, że nosiła aparat ortodontyczny i szukała męża w gazecie. Choć prawdę mówiąc czasami starałem się jej wysłuchać, ale nie przypominam sobie żadnych analiz najwybitniejszych płyt Skaldów czy jakiegoś tygodnia z jedną z płyt serii Polish Jazz. Takie doświadczenia wynosiło się z domu jak miało się farta. Pozostali znali na pamięć jedynie piosenki Akcentu lub zespołu Ich Troje.

Czas pionierów i zmiana pokoleniowa. To była przepiękna dekada

Czas pionierów i zmiana pokoleniowa. To była przepiękna dekada

Nigdy nie poszedłem w stronę dziennikarstwa z prostego powodu. Nie umiem i nawet nie próbowałem nauczyć się pisać recenzji, a to one w głównej mierze pozwalają zaistnieć. Generują najwięcej wyświetleń na blogu, a co za tym idzie, pomagają wyrobić sobie nazwisko, aby w przyszłości otrzymać jakiś angaż. Każdą sugestię znajomych o byciu dziennikarzem – żeby nie poczuć się gorszym – kontratakowałem mówiąc, że nie mam szans, ponieważ nie lubię pisać recenzji. Nawet zacząłem w to wierzyć. Takie teksty są zawsze subiektywne, a gusta na tyle różnorodne, że nie możemy żadnej recenzji przyjąć za jedynie słuszną. Zresztą znam ludzi z lepszym piórem ode mnie, z większą wiedzą i umiejętnością wyłapywania niuansów.

Należę do pokolenia, które zbyt łatwo odpuszcza

Należę do pokolenia, które zbyt łatwo odpuszcza

Kiedy już wszystko wydawało się być idealne to znowu dopadła mnie jakaś depresja. Chandra, okres, apatia, dół? Jeden chuj! Nazewnictwo w tym przypadku jest najmniej istotne. Tak czy inaczej przez większość tych długich (jeszcze nie wynaleziono aplikacji włączającej zwolnione tempo, po prostu czas płynął cholernie wolniej) miesięcy byłem wycieńczony psychicznie. Sił starczyło jedynie na oglądanie głupich seriali, a nie ruszyłem nawet wiecznie odkładanego Breaking Bad, którego – o zgrozo! – nigdy nie oglądałem. W moje łapy wpadło kilka nowych winyli, na widok których zazwyczaj dostaję wzwodu, a tak tylko pomarszczyłem czoło, machnąłem ręką i odłożyłem je na zakurzoną półkę. Wkręciłem się w płyty Ludacrisa, następnie dobijając się najsmutniejszymi piosenkami Talking Heads. Notorycznie spóźniałem się do pracy. Zaniedbywałem obowiązki i relacje. Straciłem kilku bliskich przyjaciół, nie pamiętam już z czyjej winy. Momentami za nimi tęsknię. Świętowałem urodziny. Świętowałem z tego samego powodu, z którego zwykle ich nienawidziłem: rok bliżej do śmierci! A jeśli już o śmierci – odszedł jeden z moich muzycznych idoli. Stałem się otępiały, a moja wrodzona błyskotliwość spadła do tego stopnia, że napotkane na drodze dziecko przygasiłoby mnie zasłyszanym w przedszkolu besztem. Nie znalazłbym odpowiedniej riposty. Nie miałbym siły. Ostatni weekend, pytasz? Rozebrałem się po piątkowym meczu, włożyłem moje super spodenki, których nie powstydziłby się Batman A.D. 1963 i zasnąłem. Wstałem z łóżka dopiero w poniedziałek nad ranem i z kurewskim bólem pleców udałem się do pracy. Sporo myślałem jak wyjść z tej zasranej sytuacji. Powrócić do tworzenia bloga? W końcu to forma autoterapii, oczyszczenia. Miejsce, w którym mógłbym pluć żółcią na prawo i lewo lub wymądrzając się strugać eksperta, co połechtałoby moje ego.

Diggujesz? Zacznij! Oto 7 punktów, dzięki którym nigdy nie kupisz bubla

Diggujesz? Zacznij! Oto 7 punktów, dzięki którym nigdy nie kupisz bubla

Pamiętam jak pewnego razu rozmawiałem o rapie z moimi dobrymi kumplami ze szkoły. Rozmawialiśmy akurat o którejś z płyt Rycha. Próbowałem im zasugerować, że jest ona w dużej mierze oparta o jazz, a oni w jej obronie zareagowali salwą śmiechu, jakbym porównał Peję do Pana Yapy. – Jaki kurwa jazz? A może jeszcze disco-polo? – słyszałem. W sumie czemu miałbym się dziwić? Wtedy wszyscy nie opuszczaliśmy podwórka i byliśmy tacy antyspołeczni, że samo wyjście do teatru kojarzyło się z pierwszym krokiem do zostania frajerem, z czymś zniewieściałym. Obecnie – jak sądzę – Poznaniak już nie jest ich największym idolem. Pewnie teraz słuchają Pink, Pink Floyd lub Rudimental. Zmierzam do tego, że rap prędzej czy później Cię najprawdopodobniej znudzi. Z tej sytuacji są dwa wyjścia. Pierwszym jest pójście za tłumem i bezgraniczne oddanie się nowym trendom. Drugim – sięgnięcie do źródła i eksploracja innych gatunków, z których rap od zawsze czerpał i z których pośrednio się wywodzi.