elQuatro Nagrania

Wyjdzie w praniu. Jak to się robi na południu?

Cześć, z tej strony Modest. Rzekłbym, że przepraszam każdego za zwłokę, ale zastanawiam się, czy aby nie byłoby to wyjściem przed szereg? Przyzwyczaiłem ludzi do tego, że od dłuższego już czasu w co drugi poniedziałek czytają oni moje utyskiwania, zachwyty, spostrzeżenia czy emocjonalne, ekshibicjonistyczne zrywy. W zeszłym tygodniu zaniemogłem i byłem okropnie zły na siebie z tego powodu. Dotychczas konsekwentnie trzymałem się tych terminów i nawet jak przyszło mi pisać podczas gorączki, to nikogo (a przede wszystkim siebie) nie zawiodłem i tekst – mimo że mógł odstawać od pewnego poziomu – zawsze był opublikowany w ten felerny poniedziałek. Ze względu jednak na brak odzewu po ostatniej wpadce, nie jestem pewny poziomu tego przyzwyczajenia. Powiedzcie, że jestem w błędzie! Tym bardziej, że zamierzałem przygotować ekskluzywny materiał o – powiedzmy – wpływie populacji Tanzanii na regres polskiej alternatywy. Zdecydowałem się natomiast na wykonanie innego kroku. Skoro jutro ma miejsce premiera Wypranej EP Furmana i w międzyczasie trwa jej promocja na naszych kanałach, pomyślałem, że połączę przyjemne z pożytecznym i przybliżę wszystkim kilka zakulisowych ciekawostek. Wiecie, takich dotyczących promocji, produkcji, dystrybucji, masturbacji. Tanzańczycy mogą poczekać.

O ile mnie pamięć nie myli, pierwsze wzmianki o tym, że Furman zaczyna nad czymś pracować, pojawiły się w ostatnim kwartale ubiegłego roku. Wrzesień, październik. Przypuszczam, że bardziej październik, w którym to odbyła się premiera utworu Furmana, zatytułowanego… Lipiec. Tak, zdaje się, że był to pierwszy bodziec do napisania płyty i wtedy też zabrzmiały pierwsze telefony w tej sprawie. Nasz przyjaciel pracował sobie spokojnie nad albumem, a życie toczyło się dalej. Kumple, praca, Szkocja, stresy, interesy. A przepraszam, „spokojnie” to najbardziej delikatne określenie. Zaczęło się od tego, że zrobiliśmy gruntowny porządek i przemeblowanie w naszym studio i – jak to bywa po zmianach – każdy pragnął już wejść do kabiny. Niestety, pragnienia zniweczyła awaria interfejsu. Żeby tego było mało – cały proces reklamacyjny, kupno nowego sprzętu, oddanie go z powodu… usterki, następny okres rozpatrzenia reklamacji, zwrot pieniędzy i zakup kolejnego Focusrite’a trwały przeszło trzy miesiące. Równolegle Furman kupował beaty i pisał teksty. Pewnego razu ten sam człowiek, który na każdym kroku podkreśla, że od konceptualnych (do granicy przekombinowania) numerów, woli wykonywać prosty, acz dosadny rap, przedstawił mi pomysł na klip, którego nie powstydziliby się mistrzowie gatunku, za jakich prywatnie uważam Łonę i Webbera. Oniemiałem. Musieliśmy zwrócić się o pomoc do znienawidzonej przeze mnie instytucji KZK GOP. Oznaczało to kolaborację (słownikową, nie hip-hopową), ale lubimy wyzwania i wiedząc, że będzie ciężko, zatelefonowaliśmy gdzie trzeba. Urzędowe pisma, bieganie po biurach i dostawanie gołą dupą w twarz od zasiadających w nich ludzi, głuche telefony. Mamy już doświadczenie w tym zakresie. Pech chciał, że skończyło się na wielkich planach i w zasadzie mógłbym tutaj zdradzić cały scenariusz teledysku, lecz wierzę, że jeszcze uda się sfinalizować ten pomysł przy innej okazji. A wspomniane doświadczenie wykorzystaliśmy w przygotowaniach do klipu Pranie, którego premiera miała miejsce nie tak dawno temu. Najsmutniejsze jest to, że plany nie pokrzyżowała jakaś odmowa ze strony KZK GOP, a pewien szkodnik z Radomia.

Wszystko zapowiadało się zgodnie z planem jak w Czasie Surferów, dopóki nie pojawił się Rysio. Furman dostał beat, zaczął pisać tekst, a w wolnej chwili załatwiał formalności, związane z klipem. Wszystko ułożyłoby się idealnie, gdyby producentem tego utworu nie było nieznane dotąd wcielenie „chytrej baby z Radomia”. Czym on doprowadził Patryka do frustracji i zniechęcania, co miało wpływ na opóźnienie premiery Wypranej EP? Otóż pożądany beat został wybrany spośród wielu innych z Soundclouda autora, a przelew został zrealizowany. W tych czasach to już powszechność niczym zakupy w Biedronce. Transakcja dotyczyła jednej produkcji, ale Furmanowi spodobały się trzy. Następnie ten beatmaker (i jak siebie sam nazywa, raper) poprosił o przesłanie większej ilości pieniędzy. O kwotę, która mu brakuje do mikrofonu. Zapłacono więc za kolejny podkład. Prace nad albumem trwały dalej, ale od momentu przekazania wokali do aranżacji, klaun przestał odpowiadać na wiadomości przez trzy tygodnie, a gdy łaskawie odpisał, to kłamiąc, że wyśle w ciągu doby. Po kilku nerwowych tygodniach, Furman dostał aranże, ale bez śladów. Rozmowy z gościem były męczące i mogły wydawać się bezcelowe, ponieważ wciąż jedynie się ściemniał. Padły werbalne groźby, ponieważ może i ta kwota za dwie produkcje nie była jakaś zawrotna, ale przyzwoitość powinna być czymś naturalnym, a nie towarem luksusowym. Chłopak tłumaczył się przeprowadzką i innymi pierdołami wyssanymi z palca, ale ewidentnie miał nieczyste sumienie. Zwłaszcza, że na jego profilu oraz pod utworem Deysa, który on wyprodukował, pojawiały się uzasadnione oskarżenia od innych osób. Zablokował również każdą możliwą formę kontaktu oraz zmienił… ksywę, nad której reputacją tak pracował. Wierzymy przede wszystkim w zasady, więc nie będziemy wymieniać jego nazwiska. Zresztą, ujawniając jego personalia, zniżylibyśmy się do frajerskiego poziomu, jaki reprezentuje ten kretyn. Tego typu zachowanie przynosi jednak refleksję. Osobiście postarałbym się zrozumieć jego postawę, gdyby był on popularniejszy niż Donatan, a serwery jego poczty byłyby zapchane od propozycji współpracy. Młodemu – być może perspektywicznemu – producentowi tak po prostu nie przystoi. Najciekawsze, że to druga osoba z Radomia, która dopuściła się czegoś podobnego we współpracy z nami. Peja straszył kiedyś Liroya chuliganami Arki Gdynia. My nikogo nikim nie będziemy straszyć, wyzywać jak nasi przodkowie od warchołów też nie zamierzamy, ale wiedz jedno typie – hip-hop w Twoim przypadku powróci do lat 90′. I niekoniecznie muzycznie. Mam na myśli pierwszą Molestę i teksty Włodiego o bójkach pod klubem. Niestety nasz biedak trafił na frajera, przez co trzy gotowe nagrania już nigdy nie ujrzą światła dziennego. Wszystko to wywołało złość, zmęczenie i zniechęcenie, które wpłynęły znacząco na przełożenie premiery o kilka miesięcy. Szczególnie, że nie było gdzie nagrywać. Pieprzony interfejs.

Tym sposobem nastał styczeń, a zmotywowany Furman ogłosił w gronie elQuatro, że w lutym odbędzie się premiera! Zainspirowało to resztę do działania i jak zwykle w bliźniaczych sytuacjach, zaczęliśmy myśleć o promocji. Podzieliliśmy się obowiązkami. Informację prasową napisałem, słysząc zaledwie kilka numerów z płyty. Całość przesłuchałem dopiero wtedy, gdy otrzymaliśmy zmiksowany materiał od Nagrywarki, a okładka była już gotowa. A przynajmniej jej wstępna wersja. Zadaniem wykonania okładki obarczyliśmy naszego człowieka – Pan Sezamek. Realizacja frontu, tyłu i wewnętrznej części poligrafii, a także przygotowanie jej do druku oraz zrobienie prezentacji, grafik na portale społecznościowe i wszelkiej maści rzeczy do zaprojektowania, trwała ponad dwa tygodnie (bez podziału na dni robocze i wolne) przez 8 godzin dziennie! Luty zbliżał się nieuchronnie, a raptem kilka numerów było kompletnych. Jednym z nich był opublikowany wczoraj Zagłębie Dąbrowskie [Robię Swoje]. Pamiętam, że brałem bierny udział w sesji nagraniowej do tego numeru. Wstawiliśmy się w naszym – niedziałającym jeszcze – ToNieTo Studio w trójkę, a KAEES zabrał ze sobą swój sprzęt, umożliwiający rejestrację wokali. Nie przypominam sobie, żebyśmy korzystali z jakichś używek, ale jeden wers Furmana mógłby o tym świadczyć. Wy usłyszeliście w jego zwrotce frazę „upalony ziomek”, przy czym pierwotna wersja brzmiała „upalony pojeb”. Co więcej, zostało to tak zajebiście zarapowane, że z Kaeesem tylko spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo i długo nie myśląc uznaliśmy, że tak powinna brzmieć nazwa kawałka. Upalony pojeb! Brzmiało to genialnie. Może i było w tym trochę kalkulacji, gdyż taka nazwa mogłaby się przyjąć, ale po prostu zostaliśmy oczarowani tym fragmentem. Długo lobbowaliśmy za tym, żeby tę nazwę pozostawić w użyciu. Tygodniami! Jak dowiedziałem się, że Patryk zmienił ten wers, zrobiłem się smutny. Serio. Kaees pewnie też! Przy reszcie numerów nie brałem udziału, ponieważ zostały zrealizowane w Gliwickim Studiu Nagrań. Trwało to niewiele ponad tydzień!

Kiedy usłyszałem Pranie byłem zdumiony tym chłopakiem, ponieważ sam sobie zaprzecza w kontekście konceptualnych numerów. Numer jest piękny. Nie dziwi więc, że dwa tygodnie temu mogliśmy odsłuchać go, jednocześnie oglądając teledysk. Realizacją zdjęć i montażem zajęła się zaprzyjaźniona ekipa – Filminati. Zaproponowali oni miejsce kręcenia natychmiast po usłyszeniu utworu i finalny obrazek wyszedł z ich inicjatywy. Problemem z kolei okazało się znalezienie samej pralni. Nigdy bym nie powiedział, że znalezienie takiego przybytku na południu graniczy z cudem. Szkoda, że pralnia w pobliskim Będzinie kilka lat temu stanęła w płomieniach. Pierwszym wyborem był Oświęcim, lecz z marnym skutkiem. Ostatecznie udało się znaleźć pralnie, będącą częścią gliwickiego Centrum Onkologii. Początkowo dostaliśmy zielone światło, lecz dla formalności musieliśmy przygotować pismo. Następnie musieliśmy pismo przeredagować. Furman latał od pomieszczenia do pomieszczenia, słuchał wymówek Grażyn, a w konsekwencji poznał wyższość i pogardę prezesa. Trwało to kilka dni, co opóźniło klip, który zaś finalnie nakręcono w prywatnej pralni Bielux. W tym czasie ruszyły już machiny promocyjne. Mieliśmy ciekawy plan, równający się poziomem z promocją płyty Nagrania. Z części pomysłów musieliśmy zrezygnować, część wyszła (o ironio!) w praniu. Popełniliśmy jednak jeden błąd. Zapowiedź planowaliśmy opublikować tydzień przed teledyskiem i do momentu jego premiery podsycać zainteresowanie. Żeby to zrobić, najpierw powinniśmy mieć wszystko na dysku, gotowe do publikacji. Jak się okazało, chcieliśmy aż zanadto trzymać się terminów i zrobić premierę jeszcze w lutym. Ukazała się więc zapowiedź, choć na planie teledysku nie padł jeszcze ani jeden klaps. Mieliśmy jednak zapewnienia od każdej ze stron, że zdążymy się wyrobić w tydzień. Nie przewidzieliśmy problemów ze znalezieniem miejscówki, które opóźniły zdjęcia, a co za tym idzie, premierę. Wideo ukazało się dwa tygodnie później, poprzedzone okresem ciszy, a spowodowało to, że o zapowiedzi już każdy zapomniał, a zainteresowanie klipem nie było praktycznie niczym pobudzone. Szkoda, bo już sama zapowiedź była niesamowicie intrygująca i zrealizowana z tą samą pieczołowitością, co wideoklip. Premierę i tak przełożyliśmy na 7 marca. Na szczęście nie próżnowaliśmy i zdążyliśmy przygotować materiał na nowy krążek elQuatro. Licząc od jutra, będzie się działo!

Modest