Polski rap, a „polski” tylko z nazwy. W rzeczywistości to taki z niego Snapchat
Kiedy już spotkam się z Cokiem i zaczniemy rozmawiać o muzyce, jesteśmy rozpędzeni jak – miejmy nadzieję – Lewandowski z Milikiem na przyszłych Mistrzostwach Świata. Zwykle te rozmowy są pasjonujące i wyczerpujące, ale z każdej – zupełnie tak jakby to były „promocje” w Biedronce – zawsze coś wynoszę. Bardzo mnie one motywują i inspirują. Zazwyczaj miejscem akcji są ulice Zagórza, po których łazimy, a mijani znajomi mogą jedynie się dziwić, że jak to tak dwóch chłopów tyle czasu może się szwendać i rozmawiać bez browara. Ostatnio do jednej z tych rozmów dołączył kaeesy kaeesy. Z browarem. Przyznaję, że była to chyba jedna z najciekawszych rozmów, jakie w życiu wspólnie przeprowadziliśmy. Powiedzmy, że jej wiodącym tematem było – w dużym uproszczeniu – dziedzictwo. Muzyki? Polskość muzyki? Zwykłe, niezobowiązujące pierdolenie o czymś? Tak czy inaczej, spotkało się trzech chłopaków z bloków i rozważali bez końca.