MC Lewandowski

MC Lewandowski

Kiedyś fanatycznie interesowałem się futbolem. Potrafiłem wymienić jednym tchem nazwiska wszystkich piłkarzy ze zwycięskich drużyn wraz z przyporządkowanymi im numerami, a dzisiaj nie znam nawet najdroższego piłkarza świata. Musiałbym poszukać, ale zdaje się, że jestem jeszcze w posiadaniu zdjęć z meczów, które za dzieciaka wycinałem z gazet. W gimnazjum nawet część z nich przeznaczyłem na jakiś konkurs, promujący kulturę francuską, na którym tylko się wygłupiałem i zajadałem ciastkami, a ocenę końcową i tak miałem wyższą o jeden stopień. Teraz to jedynie 20Syl, Zaz czy Ben l’Oncle Soul kojarzą mnie się z Francją. Ostatnio jednak znowu wkręciłem się nieźle w piłkarską „prasę” i częściej od recenzji płyt czytam różne podsumowania kolejek w danych ligach. Spostrzegłem przy okazji, że piłka nożna ma mnóstwo wspólnych cech z hip-hopem. Z drugiej strony czemu miałbym się dziwić? Zarówno w jednej jak i w drugiej dziedzinie występuje przecież rywalizacja i sukces.

Cok – Życie, Życie feat. DJ Simple (Sample Not Simple, Episode: 2)

Cok jest z rocznika 90′, więc gdyby został piłkarzem, to przechodziłby właśnie do jakiegoś europejskiego giganta za grube miliony! Niestety, wybrał muzykę. A skoro o tym mowa, jak każdy z tego pokolenia w dzieciństwie jadał obiady przy akompaniamencie „życie, życie jest «nobelon»…”. Nie odcisnęło to piętna na muzycznym rozwoju Sosnowiczanina, na szczęście. Tymczasem za sprawą zwolenników „młodego” producenta, szlagier Rynkowskiego powrócił niczym prześladujące wspomnienie. Został bowiem wyselekcjonowany w ramach inicjatywy Sample Not Simple, a jego przeznaczeniem jest bycie pociętym jak żołnierze Yakuzy przez Ichiego Zabójcę i użytym w najnowszym numerze Coka – „Życie, życie”. Zresztą nie tylko jego, bo jakby tak spojrzeć w pełen wykaz użytych utworów, znajdziemy w nim kilka ciekawych propozycji.

Pozostaje tylko płacz i zgrzytanie zębów

Mam 27 lat, a potrafię wcielić się w rolę zarozumiałego dzieciaka, który momentami bez żadnego wyraźnego powodu – niemal dla zasady – uprzykrza życie przyjaciołom, znajomym z pracy czy mijanym przechodniom. W takiego dzieciaka, który to najbardziej Cię wkurwia, gdy stoisz w kolejce po zwykłe zapałki, a ten tylko drze ryja, płacze, smarka w rękaw i wyzywa matkę, ponieważ zachciało mu się akurat w tej chwili bajeranckiego samochodu z BBurago. Nie słucha jednak tłumaczeń bezradnej matuli i chyba nie zdaje sobie sprawy, że stoimy wszyscy za swoimi sprawami w ogólnospożywczym. Dokładnie tak, potrafię taki być. Z nieuzasadnionych przyczyn. Przychodzi mi to zupełnie naturalnie niczym oddech. Być może jest to wypadkową rozczarowania rzeczywistością – będąc jeszcze w gimnazjum inaczej sobie wyobrażałem tę całą dorosłość.

Z cyklu Q-Sides: Furman – „Lipiec”. Premiera!

Praktycznie przez cały październik tak leje, że większość zaraz po wyjściu z domu zatrzymuje się na chwilę i prędzej pomyśli o samobójstwie niż o autobusie, na który może nie zdążyć. Z odsieczą przychodzi elQuatro Nagrania! No może nie do końca, ponieważ o ile jesienią często lubimy odwoływać się do udanego lata, tak „Lipiec” w wykonaniu Furmana to gorzki utwór, wcale nienastrajający do wakacyjnych melanży. MC z Będzina opisuje w nim osiedlową rzeczywistość z punktu widzenia osoby dorosłej, ale poirytowanej, rozdrażnionej.

Najszybszy, ale czy to oznacza, że najlepszy?

Najszybszy, ale czy to oznacza, że najlepszy?

W sobotę znalazłem się w Krakowie na wyczekiwanym przeze mnie koncercie Busta Rhymesa! Z największych raperów był on jednym z ostatnich, których jeszcze nie widziałem i koniecznie chciałem zobaczyć zanim umrę. Byłbym w stanie zapłacić nawet krocie za taką możliwość, więc jak tylko internet mi oznajmił, że w Tauron Arenie będę mógł tego doświadczyć bezpłatnie, natychmiast oniemiałem. Sam występ niestety w żaden sposób mnie nie porwał. Być może miałem zbyt wygórowane oczekiwania, pamiętając jeszcze jak kilkanaście lat temu – według relacji świadków – rozbił on warszawską Stodołę w drobny mak. Na moje niezadowolenie wpłynęło wiele czynników. Frekwencja dopisała, ale tylko podczas show O.S.T.R.’a, który mógłby być – gdyby tylko to decydowało – headlinerem tej imprezy. Na hali panował leniwy klimat, a że byłem częścią publiczności, również poczułem się ospały oraz zniechęcony. Lider Flipmode Squad nie jest już tym zwariowanym gościem z trzema dreadami na głowie i dawno opuścił boisko „kosmicznego meczu”, trafiając do ligi oldbojów. W dodatku wraz z upływem lat uleciał z niego ten polot.

OutKast. Czy to aby na pewno jeszcze hip-hop?

Jestem największym fanem OutKast na świecie. A przynajmniej w Sosnowcu. Prowadzę jednocześnie – nazwijmy to – cykl felietonów, którego podstawowym założeniem nie jest pisać zbyt wiele o muzyce, lecz poruszać zagadnienia związane z muzyką. Wiem, że dziwnie to brzmi, bo sam nawet nie umiem doprecyzować tej myśli. Poza tym jestem abstynentem, lekkoduchem, astmatykiem, altruistą i chamem. Nie wierzę jednak, że jest na sali śmiałek, który uwierzyłby, że nigdy nie napiszę o duecie z Atlanty. Zwłaszcza teraz, kiedy tak wiarygodnych plotek o ich nowym albumie nie było chyba od… ich ostatniego albumu. W tym świetle nie mogę silić się na filozofię czy uniwersalizm. Po prostu nie mogę. Nie tym razem.

Słuchają w stereo typów, ale czy wolni od stereotypów?

Nie jestem hipokrytą, lecz potrafię nim bywać. Niby nie cierpię oceniania innych ludzi w sposób stereotypowy, a mimo wszystko czasem pod wpływem chwili przyłapuję się na tym. Na podstawie ubioru danego osobnika, szeregu jego zachowań czy podejmowanych przezeń decyzji wierzę, że jestem już w stanie odtworzyć scenariusz jego dotychczasowego żywota. I jestem w tym lepszy niż Jonathan Nolan. Generalnie jednak nie jestem za rozrzucaniem ludzi po różnych worach. Znaczy się jestem, ale na własnych zasadach.

Jak stworzyć album roku i zawstydzić Black Milka?

Mógłbym przysiąc, że najczęściej odtwarzanym przeze mnie utworem w ciągu ostatniego roku był Trillmatic. Na niespełna czternaście milionów wyświetleń tego wideoklipu z całą pewnością przynajmniej jeden milion jest wygenerowany przeze mnie. Sądzę, że nigdy nie namówiłbym się do pierwszego odsłuchania, a co za tym idzie nie zakochałbym się w nim, gdyby nie gościnny udział Method Mana w nagraniu. W końcu stylistyka A$AP Mob jest daleka od mojej ulubionej, a A$AP Nast to nie A$AP Rocky, którego dopiero później polubiłem za sprawą (trochę doorsowego) L$D. Sam utwór jest genialny i zaskakujący, to niepodważalne! Trudno więc, żebym podczas tylu odtworzeń zapomniał o pewnej kwestii, która właśnie do mnie wróciła niczym Arturo z zaświatów, gdy jeszcze oglądałem Pierwszą miłość.

Cok – „Lucha Libre”

Cok ostatnimi czasy nie próżnuje i raptem po dwóch tygodniach od ostatniej premiery, powraca z kolejną nowością. Tym razem pod banderą Q-Sides publikuje utwór instrumentalny, inspirowany meksykańskimi zapasami – Lucha Libre. Dla przypomnienia: Q-Sides to swego rodzaju cykl, który zawiera różne, nigdzie niepublikowane utwory – najczęściej te, które nie znalazły się na żadnych wydawnictwach z różnych powodów (choć jednym z tychże na milion procent nie będzie brak jakości czy poziomu poszczególnego nagrania).

BP10M – EERT (Beats Per 10 Minutes, Episode: 5)

Wychodzimy naprzeciw wszystkim wyglądającym nowości spod szyldu Beats Per 10 Minutes i mamy przyjemność przedstawić kolejny odcinek. Piąty odcinek. Wystąpił w nim EERT.

To premierowy na rodzimym podwórku cykl, w którym muzycy prezentują przed kamerami swój indywidualny proces tworzenia muzyki. Co najlepsze – bądź dla bardziej skrupulatnych, co najgorsze – na wszystko mają skrócony do 10 minut czas! Formuła ta pozwala muzykom na zaprezentowanie utworu, stworzonego na potrzebę serii; gotowej wariacji, lecz opublikowanej już wcześniej, swojego najlepszego dzieła czy jakiejkolwiek improwizacji. Ogranicza ich jedynie własna wyobraźnia!