„Cenię sobie bycie introwertykiem, ponieważ ciche osoby mają najgłośniejsze umysły” – Modest Talking #3
Tak dobry, że aż się nie da tego opisać. W wolnym tłumaczeniu to znaczenie słowa Ineffable, które młody producent z Będzina wybrał na swój pseudonim. Nie ukrywa się pod nim przypadkowo. Świadczy on bowiem o tym, że nasz bohater chce być właśnie taki dobry w swoich działaniach. Nie przeglądał słownika w poszukiwaniu ksywy, a… szukał jej w Google pod frazą „deep words”. Z Ineffable spotkaliśmy się w ToNieTo Studio, aby uciąć sobie dłuższą pogawędkę. Porozmawialiśmy sobie o muzyce, wrestlingu, bezinteresowności czy nawet o uczuciach. W jakiej kurtce chodził Pierce Brosnan? Czemu Stone Cold może zainspirować mnóstwo ludzi? Kogo w świecie muzyki określa się mianem „low-key”? Wszystkiego się dowiesz jak tylko zasiądziesz do lektury! Zapraszam.
Jesteś introwertykiem?
Tak, zdecydowanie jestem introwertykiem. Muszę przyznać, że ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, co oznacza ten rodzaj osobowości. Zwróćmy uwagę na to z czym szaremu Polakowi kojarzy się introwertyk: wstydzi się, jest cichy, boi się zawierać nowe znajomości, boi się wystąpień publicznych. Absolutnie, nigdy w życiu. Introwertyk po prostu potrzebuje towarzystwa, w którym czuje się dobrze. Uwielbiam poznawać nowe osoby, w szkole muzycznej i tanecznej występy publiczne w ogóle nie sprawiały mi problemu i robiłem to z ogromną chęcią. W tanecznej była to moja ulubiona czynność. W odpowiednim towarzystwie jestem aż za głośny, a jeżeli chodzi o wstydzenie się? To już jest temat rzeka.
Nie ukrywam również, że moje towarzystwo odpowiada mi najbardziej, ale nie oznacza to, że nie mam znajomych. To kolejne głupie myślenie osób, które nie mają pojęcia na temat introwertyzmu. Co prawda faktycznie możemy mieć mniej znajomych niż ekstrawertyk, ale nam do szczęścia jest potrzebny jeden przyjaciel, a nie całe osiedle. Cenię sobie bycie introwertykiem, ponieważ ciche osoby mają najgłośniejsze umysły.
I dlatego właśnie muzyka?
Nie, po prostu muzyka była ze mną przez całe życie i nic innego mnie tak nie interesuje jak ona. Jeżeli szukałbym powiązania z osobowością to na pewno fakt, że przez muzykę, ubrania i różne inne rzeczy wyrażam siebie. Nawet po jakichś drobnych elementach na koszulce. Podam przykład.
Interesuję się wrestlingiem. W Stanach w pewnym momencie były bardzo znane koszulki różnych wrestlerów. Niektórzy jeszcze niedawno chodzili po ciucholandach, kupowali te stare koszulki i sprzedawali je za jakieś ogromne ceny, bo już nie są produkowane. Nosił je Kanye West, Travis Scott czy inne znane nazwiska z branży muzycznej, co nie oznacza od razu, że interesują się wrestlingiem (śmiech). Travis chodził na show, a Kanye wspominał na The Life of Pablo o Stone Coldzie, czyli moim ulubionym wrestlerze, ale czy się interesuje? Chociaż jest to bardzo możliwe z tego powodu, że wrestling w latach dziewięćdziesiątych i na samym początku dwutysięcznych był w Ameryce popkulturą, był popularny jak NBA.
I Stone Cold był właśnie takim jednym z największych celebrytów, zaraz obok The Rocka i Hulka Hogana. Generalnie nie mam z tym problemu, aby wydać na jakąś bluzę ponad 1000 zł, jeśli mi na niej zależy. Zdarzyło mi się tyle zapłacić za jedną bluzę firmy streetwearowej, która się ceni. Jest na niej czaszka, która była używana przez Stone Colda. Taki jego znak rozpoznawczy. Czaszka została edytowana przez tę firmę, o czym mało osób wie. Firma Vlone. Długo szukałem tej bluzy, choć początkowo myślałem o koszulce. Ludzie, z którymi rozmawiałem o kupnie bluzy, nie wiedziały nic na temat tej czaszki. Jeżeli coś ma jakąś osobistą wartość dla mnie, a nie ukrywam, że jestem bardzo uczuciowy i potrafię przywiązać do czegoś swoje emocje, to nie mam problemu z wydaniem większej kwoty.
Nie oglądałem nigdy wrestlingu, bo był niedostępny na zbiorczej. Czasem tylko u znajomych. Koszulki noszone przez wrestlerów przeszły też do kanonu mody? Podobnie jak Adidas przez Run DMC, zostały spopularyzowane przez zapaśników?
Może bardziej jak Metallica, która ma swoje koszulki. Podobna estetyka, wygląd retro. Ludzie, którzy lubią styl vintage, kupowali takie rzeczy.
Czyli nie masz problemu z kupowaniem w lumpeksie? Pomyśleć, że tak pasjonujące zajęcie do pewnego momentu życia było trochę przypałowe.
Mama za każdym razem mi powtarza, żebym nie przywoził tych śmierdzących ciuchów, ale ona nie widzi w tym tego, że mogę kupić koszulkę za 10 zł, która kosztuje na przykład 100 zł lub 200. Mój tata zupełnie odwrotnie. Twierdzi, że jakbym znalazł coś dla niego, to mam brać, a on chętnie odkupi.
Często można tam znaleźć zachodnie rzeczy, których w Polsce po prostu nie ma.
Ludzie znajdują tam Gucci, które są przecież więcej warte niż cena zakupu. Polówki Laurena to praktycznie chleb powszedni. Moim największym znaleziskiem jest zdecydowanie bomberka z Jamesa Bonda z roku 93 lub 94. Kupiłem ją za 40 zł, mając przeczucie, że może być ona o wiele więcej warta. Znalazłem ją potem na eBayu za 900 zł. Zostało ich wyprodukowanych naprawdę niewiele. Właściwie tyle, ilu członków obsady na planie filmu Tommorow Never Die. Bardzo rzadka kurtka. Kosztowała nie jakoś super dużo w porównaniu do innych znalezisk, ale jako że bardzo mi się spodobała i kryje się za nią ciekawa historia to sprawiło mi to największą radość. Jest w świetnym stanie, a jest starsza ode mnie o jakieś 6 lat.
„I Stone Cold był właśnie takim jednym z największych celebrytów, zaraz obok The Rocka i Hulka Hogana”
Te ciuchy zawsze mają swoją historię. Stone Cold to Twój autorytet? Zakładając oczywiście, że w nie wierzymy.
Nie mam idoli, ale jak najbardziej inspirują mnie ludzie. Inspiruje mnie jego historia. Wrestlerzy mają gimmick, czyli postać, w którą się wcielają. The Undertaker był grabarzem, John Cena Supermanem, a Steve Austin na początku jakimś bogatym modelem. Nie było to złe, ale potem miał do wyboru trzy inne gimmicki i powiedział, że za cholerę żadnego z nich nie weźmie. Postanowił samemu stworzyć swoją postać. Co ciekawe, zapaśnicy nie mają wolnej ręki, nie mogą nic wymyślać. Ich gimmick musi przejść przez federację. Stone Cold wymyślił sobie postać, która walczy z władzami federacji. Jest samotna, zimna i z nikim nie współpracuje. Jeden z najbardziej legendarnych gimmicków w historii.
Też jesteś zimny i nie interesuje Cię los innych ludzi?
Absolutnie nie, jestem bardzo empatyczny. Chamski tylko dla osób, które na to zasłużyły. Dla niektórych znowu jestem zbyt miły i muszę się nauczyć panować nad tym. Ostatnio jak kupiłem sobie nową kurtkę, to stwierdziłem, że stara się komuś bardziej przyda. Zostawiłem ją w Katowicach, żeby ktoś bardziej potrzebujący mógł sobie ją wziąć. Nie spotkałem akurat nikogo gdy chodziłem z kolegą, szukając jakiejś potrzebującej osoby, więc zostawiłem ją normalnie na ulicy w dość widocznym miejscu. Szedłem potem tą samą ulicą i już tej reklamówki nie było. Mam nadzieję, że wziął ją ktoś, kto faktycznie jej potrzebował. Co jakiś czas robię również porządki w szafie i oddaje ubrania potrzebującym.
Chapeau bas. Muzeum Powstania Warszawskiego przyznaje co roku nagrody „Anody” dla „Powstańców” czasu pokoju. Wiadomo, nagroda upamiętnia legendarnego żołnierza. Polega na tym, że możemy zgłosić do niej każdą osobę żyjącą wśród nas, która bezinteresownie niesie pomoc innym. Czy znasz kogoś, komu przyznałbyś taką nagrodę?
Znam osobiście. Zuzię poznałem na Fest Festival i jest jedyną jaką znam osobą z takimi zainteresowaniami. W momencie szesnastych urodzin postanowiła odłożyć pieniądze, aby w wakacje wyjechać do Nepalu. Pojechała budować szkołę dla biedniejszej ludności, a potem uczyła dzieciaki. Pokazywała podstawy pierwszej pomocy i ogólnie dbała o to, aby w wiosce żyło się lepiej. Oprócz tego jest harcerzem i wielokrotnie pomagała różnym fundacjom razem z innymi harcerzami ze swojej drużyny. Pamiętam, że gdzieś przy Stadionie Śląskim częstowali potrzebujących kanapkami i zupą. Co prawda wszystko publikuje na Instagramie, ale nie jest to pustym chwaleniem się tylko rozpowszechnianiem słusznych idei i wartości. Bardzo to szanuję i wspieram.
Poznaliście się na festiwalu muzycznym, więc jak widać, w połączeniu ze szczęściem i zbiegiem okoliczności, muzyka potrafi wiele pozytywnych rzeczy wnieść do naszego życia.
Jak poznaję jakąś kobietę to często zwracam uwagę na to, czego słucha. Jeśli słucha czegoś, czego nie lubię, to raczej się nie dogadamy. To często świadczy o tej drugiej osobie, że jest inna ode mnie i nie pasujemy do siebie.
Czyli przeciwieństwa się nie przyciągają?
Ostatnio poznałem dziewczynę, która słuchała podobnych do moich ulubionych artystów, ale słuchała też tego, czego ja unikam. Różnica osobowości była ogromna, choć nie jest to zasada.
Jak już jesteśmy przy muzyce, Twoja jest nieco mroczna. Lubisz czaszki, ubierasz się na czarno. A wspominałeś, że muzyka jest odzwierciedleniem twojej introwertycznej osobowości. Czy uważasz się za nieszczęśliwą osobę?
Faktycznie moja progresja akordów jest przybliżona bardziej do smutnej niż wesołej, ale po prostu to wygląda w taki sposób, że włączam sobie program, kontroler midi i zaczynam grać. Nie myślę czy to wesołe czy nie. Gram to, co mi się podoba. Może faktycznie tak jest, że ten mroczny klimat bardziej mi odpowiada, ale nie będę robił w danym momencie czegoś, co jest przeciwko moim upodobaniom.
Może akurat muzyka oddaje Twoje emocje w aktualnym stanie?
Tak, ale prowadziłoby to w sumie do tego, że ciągle są negatywne (śmiech).
No, ale jak wyrzucisz złe emocje to od razu lżej na duszy.
Też prawda. Nie zastanawiałem się nigdy w ten sposób. Faktycznie wiele osób mi mówiło, że są negatywne, ale ostatnio jak robiłem sobie wstępną muzykę do relacji z Dni Dąbrowy to nie była smutna. Wstępnie zrobiłem podkład, wcale nie smutny. Wszystko u mnie zależy od tego, jakie znajdę dźwięki. Od tego się wszystko zaczyna. Niektórzy zaczynają robić muzykę od perkusji, a ja tego nie potrafię. Perkusję zaczynam dopiero jak mam melodię. Co z tego, że zrobię fajną perkusję jak potem nie mogę znaleźć melodii. To bardziej czasochłonne, choć są producenci, którzy tak robią. Każdy ma swój sposób.
Jaką rolę widzisz dla siebie w muzyce?
Nie myślę na ten temat zbyt dużo, po prostu działam. Nie czuję się przez to ukierunkowany i aktualnie zależy mi tylko na tym, żeby się rozwijać. Jeśli miałbym to jakoś opisać i podsumować to chciałbym być artystą kompletnym oraz niezależnym. Nie myślę na ten temat, bo wiem, że zbyt duże myślenie źle na mnie wpływa. Chciałbym robić coś, co mi się podoba. Być artystą kompletnym i niezależnym. Coś jak Kanye West, który ma swój lot i się go trzyma. Robi co chce.
Ostatnio jest taka moda, że producent robi sam loop, samą melodię, którą sprzedaje. Potem ktoś dodaje do tego perkusję i tak działają nawet największe osoby w branży. Taki loop można wykorzystać na tysiące różnych sposobów. Ja zawsze chciałem robić całą piosenkę. Nie chciałem sprzedawać bitów za jakieś 300 zł na jakichś stronach żeby gdzieś tam sobie śmigały. To ma być unikatowe! Nie chciałbym się zaszufladkować. Po prostu lubię muzykę i robię sobie bity. Zdecydowanie chciałbym dołożyć do tego parę klocków i częściej stawać przed mikrofonem. To zawsze był mój cel i możliwe, że robienie tych bitów spowodowane jest tym, że w jakimś stopniu się tego bałem. Tak się to zaczęło, ale absolutnie nie żałuję.
„Faktycznie moja progresja akordów jest przybliżona bardziej do smutnej niż wesołej”
Wszystko przed Tobą.
Ludzie słuchają piosenek, ale nie zwracają uwagi na producentów. Zanim zacząłem bawić się w muzykę, pewnie też na nich nie zwracałem uwagi. Teraz każdy utwór rozkładam sobie na czynniki pierwsze. Zwracam na wszystko po kolei. Zdecydowanie ludzie powinni poświęcać więcej uwagi producentom, bo jednak oni tworzą muzykę. Szczególnie w rapie, w którym wielu raperów brzmi tak samo i to tylko melodia wyróżnia ich piosenkę od innych.
Też uważam, że to producenci dyktują warunki gry, mimo że pozostają niezauważeni. Tylko to chyba od zawsze to działa podobnie. Wszyscy znali Jamesa Browna, a nie każdy wiedział jak się nazywa jego basista. Są wyjątki, ale to pasjonaci interesują się takimi szczegółami, czytając wkładki w płytach.
Bardzo cenię świadomych słuchaczy, ale ich jest o wiele mniej. Wracając do producentów, bardzo mi się podoba duo CuBeatz. Dwóch braci z Niemiec. Ich jedynym profilem w social mediach jest Instagram, na którym nie publikują praktycznie nic. Jedynie posty, na których są okładki albumów, nad którymi pracowali. Chyba oni zapoczątkowali coś takiego jak sprzedawanie samych loopów. Ich loopy są dosłownie na każdym albumie. Nawet najwięksi producenci w Stanach kupują od nich te pętle. Są to osoby, które należą do tych bardzo znanych osób w branży, ale już poza nią są praktycznie nieznani. Taki Puff Daddy jest celebrytą i wszyscy go znają, ale on bardzo dużo działa zakulisowo. Jest takie określenie: „low-key”. Oznacza osobę, która właśnie w ten sposób działa i jest znana wśród tych, którzy wnikliwie śledzą branżę.
Taki A$AP Yams?
Dokładnie. W którymś wywiadzie z A$AP Mob, być może u Nardwuara, powiedzieli, że Yams miał ogromny wpływ na nich. Ponadto miał też duży wpływ na Beast Coast (Flatbush Zombies, Pro Era, The Underachievers).
A to ciekawostka, bo Pro Era brzmi zupełnie inaczej niż A$AP Mob. No, brzmiała przynajmniej.
Capital Steez to postać, którą niezwykle cenię. Ktoś na swoim poziomie, nie porównywałbym go do nikogo innego. Dla mnie ogromna inspiracja. Lubię osoby owiane tajemnicą. Kiedy umiera jakiś artysta to ludzie traktują go inaczej, ale to inny przykład. Lil Peep zmarł przez przypadkowe przedawkowanie narkotyków. Podobnie Mac Miller i A$AP Yams. XXXTentacion, Nipsey i Jimmy Wopo zostali postrzeleni. A Capital Steez skoczył z bloku w wigilię, choć stawał się już popularny jak Joey Badass i cała Pro Era. Córka Obamy chodziła w ich koszulce, a u nich to wiele znaczy tak jak playlisty jej ojca. Oglądałem sobie jego stare szkolne freestyle, gdy był jeszcze dzieckiem. Przede wszystkim bardzo lubię jego piosenki. On popełnił samobójstwo dlatego, że czuł się samotny. Być może miał jakieś większe problemy, ale skoczył, ponieważ czuł się samotny w tym świecie. Nie akceptował tego, że świat tak wygląda.
Nigdy się nie dowiemy jak było naprawdę. Jak ważną rolę w Twoim życiu pełnią kobiety?
Ogromną! Ze względu na moją mamę na przykład, ale oczywiście – jak to mama z synem – mieliśmy różne wzloty i upadki. Ogólnie bardzo szanuję samotne matki. Tym bardziej, że moja mama była samotna przez większość czasu. Tata był zawsze, ale mieszkał osobno. To wyczyn przez te wszystkie lata. Szczególnie jak chodziłem do gimnazjum to były ciężkie czasy dla niej. Dla mnie też. Mimo że jesteśmy innymi osobami, to ona starała się, abym się rozwijał, kształtowała mnie w jakiś sposób. Zawsze miałem swoje zdanie na temat tego kim i jakim chcę być, więc nikt mi nie mówił jak mam się zachowywać, ale mama zawsze wspierała dobrą radą, żebym nie robił tego i tamtego. No, jak to rodzice.
Kobiety mają duży wpływ na moje życie. W takim codziennym, osobistym życiu aktualnie zerowy, ale nie ukrywam, że człowiek potrzebuje takiej osoby. Ja przynajmniej odczuwam potrzebę bycia obok osoby, do której żywię uczucia, która wie, że jest, że można się do niej przytulić czy pogłaskać po główce na znak, że wszystko jest dobrze. Aktualnie tego brakuje w moim życiu, ale to też nie jest coś, od czego bym uciekał. Po prostu wiem, że takich rzeczy nie można przeforsować na siłę. Nie można na siłę spotykać się z każdą, byle by znaleźć jakąś tam pierwszą lepszą.
Jeszcze jedno głupie pytanie na sam koniec. Czy w piłce nożnej, koszykówce lub siatkówce reprezentacja San Marino ma szansę pokonać kiedyś Brazylię?
(smiech) Wiesz, wszystko się kiedyś spełni.
Przeczytaj więcej o samym cyklu Modest Talking
Zdjęcie główne: Bartosz Łach
W opozycji do polskiego podróżnika, Modest obiecał sobie osiągnąć sukces, nie opuszczając skazującego na niepowodzenie miasta. Zaczęło się od tego jak za młodu wyjechał nad morze. Posłuchał matczynej rady, żeby mówić, a w autobusie nie będzie mu słabo. Mówi do dzisiaj, z czego uczynił swój atut i podróżuje wszędzie, ale tylko podczas cyzelowania tekstów.