Rosa Parks. Ostatnie ziemskie zadanie

Ponad jedenaście lat temu stanęłam twarzą w twarz ze Świętym Piotrem! Znalazłam się przed nim dość niespodziewanie, bo jak inaczej mogłabym to nazwać? Zasypiam sobie jak zwykle w swoim domu, leżącym na przedmieściach Detroit, a nagle budzę się gdzieś w obcym miejscu, w którym wszystkie dźwięki wydają się być stłumione, ludzie irytująco sympatyczni, a grawitacja niemal nieodczuwalna. W dodatku staje przede mną jakiś rozkazujący wszystkim portier, jednocześnie szanowany przez całe towarzystwo, a przecież – nie oszukujmy się – od kiedy to portierzy, recepcjoniści, ciecie czy inni klucznicy są najbardziej poważanymi ludźmi? Zwłaszcza przez pretensjonalnych chamów. Kiedy więc uświadomiłam sobie, że ten jegomość to główny pełnomocnik interesów Jezusa, natychmiast pojęłam, w jakim miejscu się znalazłam. Najpierw odczuwałam zaniepokojenie z tego powodu, żeby po chwili przerodziło się ono w niespotykaną dotąd ekscytację. I dobrze. Bo właściwie to miałam już dosyć tego świata, pełnego rasizmu, morderstw, oszustów, fanatyków.

Sprzedać się lub być jak The Gaslamp Killer

Sprzedać się lub być jak The Gaslamp Killer

Rap zawładnął biznesem, niezaprzeczalne! Może nie tak hałaśliwie jak największe osobistości YouTube’a, ponieważ w przeciwieństwie do nich żaden raper jeszcze nie występuje w reklamie Playa (pomijając skromny epizod Tedego z Red Bull Mobile), który to zaś deklasuje rywali w plebiscytach na najlepszą kampanię promocyjną w Polsce. Największy udział rapowych kapel w pierwszej dziesiątce OLIS czy firm (wywodzących się ze środowiska hip-hopowego) w branży tekstylnej, kooperacje MC’s z ulubionymi muzykami ich rodziców czy z marketingowym gigantem Red Bull zdają się to potwierdzać. W podzięce również biznes zawładnął rapem. Zwłaszcza w podziemiu. To oczywiste jak rymy Rytmusa w Stoprocent 2, gdy już usłyszałeś kilka pierwszych. Ale czy rzeczywiście tak było od samego początku? Przecież to z tego podziemia płynęło najwięcej obelg w kierunku TDF’a w okresie jego największej infamii, gdy na każdym kroku powtarzał w sposób bezpośredni o pieniądzach.

Cok uczestnikiem drugiej edycji Wax Eaters Beat Session. Mamy dowód w postaci wideo

Cok uczestnikiem drugiej edycji Wax Eaters Beat Session. Mamy dowód w postaci wideo

Wszystkie znaki na niebie zapowiadały, że nie pojawimy się na drugiej edycji WaxEaters Beat Session. Na szczęście nie jesteśmy przesądni i w dniu wydarzenia już około 11:00 zostaliśmy – choć nie mknęliśmy Czarną Perłą – piratami polskiej szosy, a także bożyszczami fotoradarów. Przebieg sesji w zasadzie był identyczny jak poprzednim razem. Pasja była wyczuwalna w powietrzu jakby Szkołę Muzyki Nowoczesnej obecnością zaszczycił sam Diamond D, a producenci tak eksploatowali swój sprzęt, że… producenci tego sprzętu już zacierają ręce, bo termin gwarancji został dawno przekroczony. Jednak różnice były zauważalne!

Producenci, po co Wam beat battle?

Jak zwykle nie obyło się bez pytań, gdzie uderzałem na sylwestrową imprezę. No uderzaniem bym tego nie nazwał, ale mój pilot może być odmiennego zdania. Co roku spędzam Sylwestra przed telewizorem i nie inaczej było tej nocy. Dobra, trochę inaczej. Sukcesywnie zwiększany katalog Netflixa potrafi przyprawić o ból głowy. Coś mnie jednak łączy z tymi wszystkimi ochlejmordami, lecz oni doświadczą tego dopiero nazajutrz. Część pytających wpędziłem w stan osłupienia, resztę w stan politowania. Jak to, będziesz oglądać seriale w taką noc? Nikt z kolegów Cię nie zaprosił? Nic z tych rzeczy tak naprawdę. Po prostu nie zależy mi na świętowaniu w dniu, który uważam za nieróżniący się niczym od pozostałych. A już tym bardziej nie mam zamiaru uczestniczyć w chorej rywalizacji o najlepszą kreację czy gorączkować się, że mój bal będzie mniej wykwintniej wystawiony niż bal kolegi z pracy. Nie szukam rywalizacji w miejscach, gdzie zabawa jej ustępuje. Bo nie powinna!

Taki ze mnie słuchacz jak z kozich cycków kastaniety

Taki ze mnie słuchacz jak z kozich cycków kastaniety

Dzień dobry. Właściwie to dla kogo dobry, dla tego dobry jak zwykł mi odpowiadać pewien emerytowany górnik, acz aktywny kawalerzysta spod sklepu. Dzięki niemu właśnie udało się sformułować zdanie, które iście idealnie odzwierciedla moją osobę w aktualnej dyspozycji, a co za tym idzie, następujące słowa. Będzie żartobliwie w założeniach, ale czerstwo w efekcie. Trudno. Ostatnio próbowałem zerwać z łatką ekscentryka i nie spodobało się to moim znajomym. Szybko powinni się jakoś przyzwyczaić. Stałem się wycofany i małomówny, choć do powiedzenia mam równie dużo jak zawsze. A może i więcej. Chciałem poruszyć pewien ciekawy temat, niespotykany, ale dotyczył w głównej mierze mojej ekipy elQuatro. Jedną z niewielu wartości, w które wierzę, jest nieprzewidywalność w działaniach. A skoro tak, poruszę ten temat innym razem, obiecuję. Tym bardziej, że ostatnio już sobie pozwoliłem na chwalebne i żądne uznania słowa, sugerujące, że to elQuatro sieje rozpierdol na scenie, a nie – wbrew pozorom – Tede.

WaxEaters Beat Session Vol. 1 [10.12.2016, Wrocław]

WaxEaters Beat Session Vol. 1 [10.12.2016, Wrocław]

Cok jest niesamowicie otwartym na nowe doświadczenia producentem, a całe elQuatro Nagrania jest cholernie dumne z tej postawy. Jak tylko dowiedzieliśmy się o beat sesji, organizowanej przez kolektyw WaxEaters we wrocławskiej Szkole Muzyki Nowoczesnej, nie zawahaliśmy się ani sekundy i postanowiliśmy 10 grudnia odwiedzić Dolny Śląsk. Organizacja wydarzenia już w powijakach stała na wysokim poziomie: instrukcje dla uczestników były bardzo precyzyjnie, rzetelnie i nieco humorystycznie przekazywane, więc wiedzieliśmy, że będziemy mieć do czynienia z ludźmi rozsądnymi, a jednocześnie bardzo sympatycznymi. Wzorem najlepszych podróżników, sprawdziliśmy przed wyjazdem “miejsce akcji”. Oniemieliśmy. Zdjęcia szkoły i jej wyposażenia zachęciłyby do przyjazdu nawet osobników, mających mniejsze wyczucie rytmu niż drzwi obrotowe. Delegacja elQuatro postanowiła więc wsiąść w samochód, przejechać te przeszło (licząc z błądzeniem po mieście) 200 kilometrów i pełna entuzjazmu zjawić się na miejscu!

Jeszcze supporty? To chodźmy na szluga!

Jeszcze supporty? To chodźmy na szluga!

Ostatnio porozmawiałem sobie przez chwilę z przyjaciółmi. Zasugerowali oni, że aspiruję do roli doskonałego obserwatora. Zakwestionowałem to najpierw, ale po namyśle im jednak uwierzyłem. Ponadto mam tendencję do – często niepotrzebnego – natychmiastowego analizowania poszczególnych zachowań czy wydarzeń. Skoro już tak jest, to wnioski, wysnute z moich obserwacji, można chyba uznać za najprawdziwsze i najbardziej wiarygodne w zderzeniu z rzeczywistością. A przynajmniej akurat to sobie dopowiedziałem. Tak czy inaczej, zauważyłem ostatnio dziwne zjawisko. Ludzie w pierwszej kolejności nie podążają za jakością, a za rozpoznawalnością. I nie mam na myśli dążenia do celu lub pogoni za marzeniami, a jedynie percepcję. Priorytetowo wolą doświadczać rzeczy znane, a potem dopiero dobre.

Jeden Osiem L wraca i nagrywa sequel - “Jak (nie) zapomnieć”!?

Jeden Osiem L wraca i nagrywa sequel – “Jak (nie) zapomnieć”!?

Powrócił A Tribe Called Quest. Na dodatek powrócił w niezaprzeczalnie wielkim stylu! Pomyśleć tylko, że ten kolektyw, będący bożyszczem sympatyków hip-hopu, zadebiutował w tym samym roku, w którym ukazała się ostatnia część trylogii Ojca Chrzestnego. Szmat czasu. Tak się akurat złożyło, że obie produkcje są rówieśnikami, ale nie jest to jedyna rzecz, która łączy ATCQ z Francisem Coppolą. Twórczość zespołu – podobnie jak mafijna saga reżysera – okazała się niebywale wpływowa w kontekście późniejszego rozwoju gatunku oraz doczekała się niezliczonej ilości spadkobierców. Na swoje ostatnie wielkie dzieła artyści kazali czekać mniej więcej tyle samo lat – niejeden ojciec w tym czasie doczekał się pełnoletności potomka. Oba dzieła wzbudziły kolosalne poruszenie i zainteresowanie – większe niż przyjęcie urodzinowe wspomnianego jubilata. Obu dziełom towarzyszyły również obawy, że zbezczeszczą one mit, dobytek i tradycję – czyż ojcom nie towarzyszy podobny strach przed późniejszymi wyborami młokosa, wchodzącego właśnie w dorosłość? Na szczęście – czy to z pomocą wyrachowania twórców, czy to jakiejś boskiej ręki – We Got It from Here… Thank You 4 Your Service i Ojciec Chrzestny III to dzieła kompletne, które miały nie powstać. Dopracowane. Bardziej współczesne od poprzedników, acz spójne z ich konwencją.

Cele długofalowe

Cele długofalowe

Pewnego chłodnego listopadowego wieczoru, niespełna cztery lata temu, Anglia rozgrywa towarzyskie spotkanie ze Szwecją. Zlatan Ibrahimovic ładuje Angolom cztery bramki, a jedną z nich zachwyca się cały – nie tylko piłkarski – świat. Przepiękne huknięcie z trzydziestu metrów po cudownej przewrotce staje się niemal zjawiskiem, udostępnianym lawinowo. Łowcy ciekawostek, którzy obejrzeli gola w kontekście kolejnej z nich, powiedzą, że Ibra miał jedynie niesamowitego farta, porównywalnego z wygraniem miliona w Madżonga. Sportowi zapaleńcy jednak doskonale wiedzą, że tego typu zagrania są dla Szweda rutyną. Wiedzą, ale i wciąż są zdziwieni – wyobrażacie sobie Chucka Norrisa, który łapie w pułapkę ofsajdową Lewandowskiego? No właśnie. Pokusa o takie zagrania nie przyszła do Zlatana znikąd, zupełnie jak jego boiskowy przydomek – Ibrakadabra. Osiągnął to ciężką pracą, wzorowaniem się na najlepszych i wiarą we własne przekonania.

Z cyklu Q-Sides: Kaees – „O jeeeeb!”. Premiera!

Kaees prywatnie od zawsze uchodził za bystrego chłopca. Chodzą nawet słuchy, że jako pierwszy w Polsce zafascynował się muzyką grime. A już na pewno w Będzinie! Zainspirowany na nowo tym gatunkiem postanowił podzielić się ze słuchaczami kilkoma ciekawymi spostrzeżeniami, bogatymi w liczne odwołania do najbliższych mu ludzi. Najbliższych zarówno w muzyce jak i w życiu. A to za sprawą najnowszego nagrania, zatytułowanego hucznie O jeeeeb!. Prawdziwe jebnięcie w tempie 140 BPM!