Odwalcie się już wreszcie od tych młodych!

Odwalcie się już wreszcie od tych młodych!

Wielu młodym ludziom może się to wydawać dzisiaj całkiem niedorzeczne, ale kiedyś nie wystarczyło wyciągnąć telefonu z kieszeni i wpisać dowolnej frazy w aplikacji, aby móc sobie posłuchać podziemnych rapowych artystów. Taśmy z nielegalami przekazywane były z rąk do rąk, więc lokalnych liderów można było posłuchać wyłącznie pod warunkiem, że się ich znało osobiście lub kogoś z ich ekipy. Bez takich koneksji odległość między graniczącymi ze sobą dzielnicami można było porównać do – wtedy świeżo otwartego – połączenia kolejowego między Włoszczową, a Warszawą.

Pierwszy komputer od rodziców otrzymałem stosunkowo późno. Przynajmniej na tle rówieśników. Na boisku rozmawiali oni o najnowszych grach, podczas gdy ja o kolekcjonowaniu muzycznych wycinków z gazet zbytnio nie miałem z kim. Internet na osiedlu miał tylko jeden koleżka, więc to on zaopatrywał w muzykę resztę ferajny. Za colę jak miał humor. Jak nie to za dyszkę. Najlepszych raperów w mieście przeważnie się nie słuchało. O nich się mówiło! Ostatecznie wiele kultowych nielegali przesłuchałem dopiero kilka lat po premierze. Kiedyś to było, wielu młodych… A gówno prawda! Pieprzenie. Czy tego chcemy czy nie, staliśmy się zależni – a niektórzy uzależnieni – od współczesnych technologii i internetu. Wiek nie ma najmniejszego znaczenia. Wszyscy muzykę konsumujemy podobnie i chodzimy na koncerty.

Znienawidziłem środowisko rapowe na długie lata

W wieku 15 lat nagrywałem już jakieś swoje numery i jak każdy marzyłem o graniu koncertów. Niewiele zabrakło, a nigdy w życiu nie odważyłbym się wyjść na scenę. Podobnie jak klasyczne wersy stołecznych raperów o bójkach pod klubem, klasyczna była lista supportujących przed koncertem jakiegoś mainstreamowego gracza, który przyjeżdżał akurat zagrać w mieście. Przeważnie znajdowali się na niej lokalni raperzy, uważani wówczas za najlepszych. Czasami organizowano przeglądy lokalnej sceny, na których nie musiał pojawić się nikt z MTV, aby klub pękał w szwach.

Pewnego razu wybrałem się na taką imprezę, chcąc wesprzeć swoich kumpli, którzy również występowali tego wieczoru. Bójki pod klubami, których głównym prowodyrem zwykle był alkohol w nadmiernej ilości, zdarzały się często w tamtych latach. Być może pod tym klubem również. Wymachiwanie tulipanami czy innymi ostrymi narzędziami też już miałem okazję w życiu zobaczyć. W trakcie tej imprezy jednak zobaczyłem coś gorszego, co zniechęciło mnie do hip-hopowego środowiska na długie lata i nie był to wcale widok maczety.

Jeden z tych artystów, którego szanowałem i uważałem za wielki autorytet, miał wejść na scenę zaraz po moich znajomych. Kiedy skończyli grać ostatni utwór i przekazywali mu mikrofon, usłyszeli od niego, że mają natychmiast wypierdalać, bo są słabi. A tworzyli tylko muzykę o innej stylistyce. Poczułem się wtedy jak Djay – główny bohater filmu Hustle & Flow – kiedy spotkał Skinnego Blacka. Wręczył idolowi swoje demo, które ten próbował spuścić w kiblu. Usłyszałem słowa, które mocno zraniły piętnastolatka z marzeniami. Pamiętam, że przez długi czas nie chciałem nigdzie pokazywać swojej twarzy i udostępniać nagrań. Nie zamierzałem być częścią tego świata. Obiecałem sobie z kolei, że – niezależnie od tego, co w życiu osiągnę – nigdy nie potraktuję nikogo młodszego ode mnie w ten sposób i zawsze będę się z nim dzielił swoją wiedzą i doświadczeniem. Nieistotne czy będzie dwa lata młodszy ode mnie czy dziesięć – jeśli będzie dobrym człowiekiem, otrzyma moje wsparcie.

Zanim zabrzmiała Patointeligencja

Polski rap aktualnie bardziej odsłuchuję niż słucham. Na pewno nie dlatego, że jest chujowy. Wręcz przeciwnie: twierdzę, że trzyma on wysoki poziom. Po prostu po latach zaprzyjaźniłem się także z innymi gatunkami. O ile ciekawym wywiadem nigdy nie pogardzę, tak wiele nowych numerów sprawdzam losowo. Podobnie miałem z Matą, na którego twórczość natrafiłem przez przypadek. Spodobała mi się humorystyczna i zarazem odważna konwencja Biblioteki Trap, zafascynowałem się Schodkami. Obejrzałem Flintesencję, w której wystąpił, i przeczytałem z nim wywiad na którymś z portali. Wypowiadał się elokwentnie, wydawał się sympatycznym młokosem. W swoich utworach jest jakiś, a tacy obligatoryjnie zasługują na wyróżnienie. Są tej scenie bardziej potrzebni niż recepty na Xanax.

O Patointeligencji powiedziano już wszystko, a swoją przeróbkę zrobiła chyba każda grupa społeczna, która miała ją zrobić. Obejrzałem ten klip w momencie, gdy liczba jego wyświetleń nie przekraczała kilku tysięcy. Podszedłem do niego na zasadzie: ot, kolejna nowość od Maty, fajnie. I dostałem taki numer, jaki lubię. Numer przede wszystkim o czymś, poruszający dotąd może i przegapiony temat, ale na pewno nie powracający z każdą kolejną premierą. Nie muszę się zgadzać z jego treścią, ale doceniam to pójście niejako pod prąd. Nie interesuje mnie to, że mnóstwo ludzi dopiero teraz usłyszała o młodym raperze, a kilka dni później Patointeligencję udostępniali wysoko postawieni politycy na Twitterze, nierzadko z bezsensowną refleksją na jego temat.

Bezsensowne dyskusje

Na Facebooku z kolei jestem w wielu grupach, ale na pewno w żadnej z nich nie mam statusu naczelnego inicjatora różnych dyskusji. W niektórych już zaczynano komentować nagranie Maty, w pozostałych postanowiłem rozpocząć dyskusję. Część słuchaczy była na tak, rozsądnie argumentując swój osąd. Część była na nie, popierając to również niegłupimi argumentami.

Najbardziej jednak sfrustrowali mnie ludzie, którzy z dumą obwieszczali, że nigdy w życiu nie włączą teledysku ani na sekundę, a jedynym poparciem ich słów był fakt, że Mata nie ma dwójki z przodu. Nie były to odosobnione głosy, co jest chyba jeszcze bardziej frustrujące i zarazem przykre. W takim razie kiedy puściliby ten numer? Gdyby z przodu nie miał jeszcze jedynki?

Skąd ta odgórna niechęć?

Zauważyłem ogromną, a często niemal chorobliwą i bezzasadną niechęć do wszystkiego, co nowe i uważane przez nas za zbyt egzotyczne. Potępiamy młodych, nie dając im często nawet dojść do głosu. Młodych artystów i ich odbiorców. Niezależnie od dziedziny, w której chcą dojść do perfekcji. Jesteśmy mistrzami w skreślaniu czegoś z góry, co właściwie nie może dziwić, skoro na wieść o wyciągnięciu kilkudziesięciu milionów za skreślenie kilku liczb biegniemy do kolektury jak opętani, łudząc się, że nazajutrz staniemy się lepszymi ludźmi. A to możemy osiągnąć w znacznie prostszy sposób i w pełni zależny od nas samych.

Stary, to dziecinnie łatwe! Kiedy następnym razem odtrącisz kogoś młodszego, przypomnij sobie jak lata temu też chciałeś za wszelką cenę zdobywać świat, obwieszczając to wszystkim dokoła, jednocześnie irytując się na każdego, kto próbował cię od tego odwieść. Przeważnie byli to rodzice, nauczyciele, sąsiedzi czy znajomi rodziny.

Ktoś tutaj czuje się lepszy

Stary, słuchasz lepszej muzyki od niego? Jak możesz z całą pewnością tak mówić, skoro najczęściej słuchasz swoich ulubionych płyt z dzieciństwa, czyli z okresu swojej młodości? Twoi ulubieni artyści również nie urodzili się od razu w wieku trzydziestu kilku lat i ktoś na pewno im kiedyś zarzucał, że są rakiem trawiącym kulturę. Pamiętaj zresztą, że każde pokolenie ma swoich idoli. Dla jednych to Lil Uzi Vert, dla drugich A$AP Rocky, dla innych Aesop Rock, a dla pozostałych jeszcze Onyx. I tak na samym końcu będziemy słuchać tego samego. Znużeni nowościami sięgniemy po starocie i odwrotnie – zasada, która nie zmienia się od dziesięcioleci. Znam nastolatków, którzy uwielbiają Milesa Davisa, a i trzydziestolatków, którzy pomyśleliby, że to chyba jakiś mniej znany aktor z Ameryki.

Gardzisz współczesnymi trendami? Przed chwilą wspominałem o trendach, które dawniej też były nazywane współczesnymi. A może lubisz muzykę, która nawiązuje do starszych brzmień? Przecież znowu mówimy o czymś, co gra na nostalgii.

Rewolucji nie będzie w telewizji

Stary, uważasz się za mądrzejszego od młodego? Wykorzystaj tę mądrość i schowaj ego do kieszeni. Nawiąż z nim kontakt, wymieńcie się trzema ulubionymi płytami i porozmawiajcie o nich. Wszak rozmowa potrafi uskrzydlać i rozwijać. Może spodoba mu się twój ulubiony album i zacznie zagłębiać się w pozostałą twórczość jego autora? Tak sam z siebie, ponieważ poczuje się znudzony obecną playlistą na Spotify. A może trafisz na domorosłego muzyka, który zacznie z tego czerpać w swojej twórczości i okaże się jakimś prekursorem? Zawsze to niewielki krok do tego, by na naszych oczach dokonała się transformacja muzyki na taką, którą każdy polubi. Dobra, można fantazjować, ale zawsze należy pamiętać o tym, że lepiej więcej rozmawiać niż obśmiewać się wzajemnie. Pamiętając przy tym, że ostatecznie każdy może okazać się dupkiem, czy ma lat czternaście czy czterdzieści.

Zdjęcie główne: Kacper Kwiecień