MC Lewandowski

MC Lewandowski

Kiedyś fanatycznie interesowałem się futbolem. Potrafiłem wymienić jednym tchem nazwiska wszystkich piłkarzy ze zwycięskich drużyn wraz z przyporządkowanymi im numerami, a dzisiaj nie znam nawet najdroższego piłkarza świata. Musiałbym poszukać, ale zdaje się, że jestem jeszcze w posiadaniu zdjęć z meczów, które za dzieciaka wycinałem z gazet. W gimnazjum nawet część z nich przeznaczyłem na jakiś konkurs, promujący kulturę francuską, na którym tylko się wygłupiałem i zajadałem ciastkami, a ocenę końcową i tak miałem wyższą o jeden stopień. Teraz to jedynie 20Syl, Zaz czy Ben l’Oncle Soul kojarzą mnie się z Francją. Ostatnio jednak znowu wkręciłem się nieźle w piłkarską „prasę” i częściej od recenzji płyt czytam różne podsumowania kolejek w danych ligach. Spostrzegłem przy okazji, że piłka nożna ma mnóstwo wspólnych cech z hip-hopem. Z drugiej strony czemu miałbym się dziwić? Zarówno w jednej jak i w drugiej dziedzinie występuje przecież rywalizacja i sukces.

Po niedawnym – na pewno nieprzewidywalnym – meczu Polaków z Ormianami sieć została zalana różnej maści artykułami, felietonami, komentarzami, dyskusjami na forum czy memami, zawierającymi całkiem odmienne zdania na temat tego boju o Mundial. Skrajne, różnorodne. Dzięki temu trafiłem na pomnik naszej super gwiazdy (sądzę, że nawet znawcy curlingu wiedzą o kim mowa) w postaci pochwalnego felietonu pana Leszka Milewskiego. Jego ostatni fragment najbardziej mi uzmysłowił podobieństwo pomiędzy kopaniem w piłkę, a nawijaniem do beatów w tym kraju.

Kiedy autor zastanawia się … jak blisko byliśmy, by wielkiego Lewego w ogóle nie było, by został stłamszony u wrót, ponieważ został on wykopany z Legii za (…) kontuzję…, a w Zniczu czuł się wyobcowany przez alkoholową szatnię i zwyczaje typu nie pijesz to kapujesz, ja jedynie słusznie utwierdzam się w przekonaniu, że przecież środowisko hip-hopowe rządzi się identycznymi zasadami! Przeoczyłem wcześniej informację, że Lewy – według pana Milewskiego – dawał sobie ostatnie pół roku gry, inaczej kończy z futbolem. Był na skraju wyczerpania robaczywym środowiskiem, marzenia wydawały się odległe jak inna galaktyka, ale czy jestem tym wszystkim zdziwiony?

Jestem słuchaczem wartościowej muzyki, do której zaliczam również rap, ale porzuciłem myślenie klasycznego słuchacza rapu. Jako słuchacz nie wierzę już w potęgę środowiska! Nie wierzę już w szczere intencje idoli. Nie wierzę już w zjednoczone sceny. Drodzy słuchacze, czegoś takiego już nie ma! Może gdzieś istnieje jakaś garstka, która szczerze i prawdziwie przekłada czerpanie radości z tworzenia nad zawodowstwo. Pozostała część charakteryzuje się zawiścią, klepaniem po plecach i megalomanią. Raper musi trzymać ze wszystkimi, żeby osiągnąć sukces. Przystawać na zwyczaje, preferowane przez innych. Bywać w odpowiednich miejscach. Mówić wyłącznie to, co aktualnie chce się usłyszeć. A przede wszystkim musi być on odporny na „kontuzje”, bo jak się akurat taka trafi, to wiedz, że reszta nie zapomni wykorzystać takiego potknięcia w odpowiedni sposób.

Podziwiam Roberta Lewandowskiego, że wyznaczył sobie aż pół roku, bo ani jednego dnia nie da się wytrzymać w tym środowisku. Oczywiście nadal przyjmując, że jest ono bliźniacze z tym hip-hopowym. Pan Leszek Milewski kończy rozważania zastanawiając się nad tym, ile światowych gwiazd zarżnęliśmy na przestrzeni lat? A ciekawe ilu gości dało sobie na wstrzymanie, skoro ciągle musimy słuchać instrukcji skręcania jointów, zostania najlepszym czy ściągania majtek z panien?

Modest

MC Lewandowski